Bismarck i Puszcza Bukowa

marzec 2007

Zime mielismy jaka mielsimy (i dobrze ze taka byla bo bysmy sobie nie poplywali na pontonie) ale za to na wczesna wiosne nie bylo co narzekac...gdy na drzewach pokazywaly sie zielone peczki ( hahaha) a slonko niesmialo chwile dluzej swiecilo swymi promykami (komu sie kojarzy slonce moje??), przyszedl czas na kolejna wyprawe...zorganizowalismy ekipe i w droge...w planach mielismy spenetrowanie Wiezy Bismarcka i Wiezy Quistorpa oraz dlugi spacer po gaszczu Szczecinskiej Puszczy Bukowej...juz nie pamietam jak to sie stalo, ale pod wieza bylismy dosyc wczesnie.okazalo sie , ze nie ma szans by do niej wejsc, chyba ze misio by sie zesloscil i kraty wyrwal( ale ze wandalami nie jestesmy to mu na to nie pozwolilismy)...zrezygnowani i bez pomyslu jak dostac sie do srodka juz odchodzilismy gdy nagle z pobliskich domostw wyskoczyla banda kilku osmiolatkow z mlotkami w rekach...ku naszemu zdziwieniu wpakowali sie w krzaki i wyciagneli z nich dluga drabine ktora byla dla nas w tym momencie zbawienna..okazalo sie , ze ow dzieciaki szly na klasyczny szaber zlomu...probowalismy zwrocic im uwage, ale niestey nie poskutkowalo.po krotkim acz kolwiek smiesznym i zabawnym spladrowaniu wiezy (tu smiechowo bylo gdy pan Bison utknal w okienku)... wyruszlismy dalej by wypelnic punkty naszego planu.... ....chwile po poludniu bylismy juz w Lasku Arkonskim , ale niestety przez spacerujaca tam wycieczke zbyt dlugo nie pozwiedzalismy i szybko sie zawinelismy (chyba nikt nie lubi gdy jest krzyk i placz rozleniwionych dzieciakow :/ )...po powrocie do fury przyszla chwila zastanowienia co dalej.wiedzielismy ze gdzies w Puszczy Bukowej jest male jeziorko i ukryta tam skrzyneczka(niestety wysiadly nam baterie w aparacie i bateryjki z Gpsa)z ktora mieslimy maly problem...ale jako starzy wyjadacze i wedrownicy potrafiacy poslugiwac sie kompasem postanowilismy walczyc...najpierw zrobilismy mala przerwe na ognisko i obiadek...szybko sie uwinelismy i w droge...oczywiscie z tym kompasem zartowalem i skrzyneczki szukalismy na chybil trafil...ale co by nie bylo dalismy rade i po krotkiej uciece przed dzikami znalezlismy to czego szukalismy.do poldera wrocilismy pelni obaw przed ponownym spotkaniem,,lesnych chuliganow''ktorzy ciagle gdzies tam w ciemnosciach na nas pokrzykiwali......moze ze strachu bo na obu stronne szczescie juz wiecej tego dnia sie nie spotkalismy...a do domow pelni pozytywnej energii z udanego wypadu wracalismy z usmiechami na twarzach i kolejnymi planami na najblizsze wolne chwile...