Polowa wrzesnia, ostatnie kilka dni przed startem studenckiej nauki sprawily, ze zaczal nas ogarniac smutek...jako , ze my nie do konca normalni w miejscu usiedziec nie potrafimy postanowilismy jakos sensownie ten finisz zakonczyc.tradycja juz sie stalo, ze kazde nasze wypady sa momentalnym spontanicznym pomyslem.i tak siedzac w domu przed komputerem dostaje nagle wiadomosc na gg tresci typu : gdzie jedziemy?? no i chwila moment, mala organizacja i juz mamy sqad na kolejny wypad.tym razem przyszla pora na pojezierze waleckie i skarby jakie w sobie ukrywa...umawiamy sie za dnia ale zawszez poslizgiem wkoncu wyjezdzamy w piatkowy wieczor.najpierw standardowo zakupy w duzym sklepie ( nazwy nie podam, bo reklamy nikomu robic nie bede ;p) potem juz tylko poldek , punk w glosnikach i marudzenie bitelsa...kilka km przed walczem szukamy miejsca noclegowego, ,,legalnego'' i ustonnego od osb trzecich.pozno w nocy (jak zawsze z reszta) mamy nasze miejsce i czas na rozbicie obozowiska.male piwo, kielbaska i tosty z ogniska i czas spac...wczesnie rano popudka, pakowanie rakiety i juz gotowi do szukania bunkrow...standardowo nasza organizacja sprzetu przyczynila sie do zapomnienia mapy ale jakos dajemy rade.kilka godzin pod ziemia w betonie i dzien leci.szukamy miejsca na rozbicie obozu i znowu usmiechnieci konczymy dobe z zubrem w dloniach.przychodzi niedziela no i nietety czas zbierac sie do domu.po drodze zagladamy jeszcze w miejsca urokliwe, ktore musielismy ominac dnia poprzedniego i juz na trasie do domu.wjazd do rodzinnego miasta optymizmem nas nie napawa, ale za to sprawia , ze juz kolejny wyjazd jest w planach, tak wiec nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszlo...walcz zdobyty :) |